sobota, 10 grudnia 2011

Wydanie książki za granicą.

Jeżeli usiłowałeś wydać swoją powieść w Polsce i rozmawiałeś z wieloma wydawcami, to drogę przez piekło masz już za sobą. Czas zacząć istnieć naprawdę i zarabiać pieniądze, jakie słusznie się tobie należą. Jesteś gotowy do robienia pieniędzy tam, gdzie je się najpierw zarabia, a dopiero potem płaci podatki?


Kraje zagraniczne, a mam tu na myśli Anglię i USA charakteryzują zupełnie inne zasady działania niż jest w Polsce. Wydawca z Anglii, któremu mam zapłacić za wydanie książki, której koszt wynosi jakieś 4-5 razy mniej niż w Polsce (authorhouse.com), po moim zapytaniu przysyła mi w e-mailu zwrotnym własne referencje, listę dystrybutorów, oraz sieć sprzedaży. Nie ukrywam, że przeżyłem wielkie zaskoczenie.

Podniecony tym faktem postanowiłem poznać działanie wydawnicze na Zachodzie. Pisałem do wielu popularnych autorów. I przykładowo Danielle Steel przysłała mi link http://querytracker.net/ do strony, gdzie znalazłem wielu agentów literackich. Z miejsca do nich napisałem. Odpowiedzi tak samo cieszyły mnie jak i smuciły, bowiem wymagali ode mnie tekstu w języku angielskim. Kto wie  w czym rzecz, zrozumie doskonale, a kto nie wie wytłumaczę: należało tekst powieści przetłumaczyć przez native speakera, czyli w sposób profesjonalny bezpośrednio na język angielski literacki. Są w Polsce firmy, które zajmują się taką działalnością, lecz koszt przetłumaczenia mojej książki wówczas wynosił 28000zł. Oczywiście istniała szansa na przetłumaczenie trzech rozdziałów, ale po zaakceptowaniu tekstu przez agenta literackiego i tak musiałbym przetłumaczyć resztę na swój koszt.

Nigdy się nie poddaję, zatem zacząłem szukać informacji o debiutantach zagranicznych. Okazało się wówczas, że wielu z nich korzystało z pomocy firm, które zajmują się wspieraniem sztuki. W Anglii znalazłem kilka takich. Jednak tylko jedna z nich była gotowa wesprzeć kogoś spoza regionu, a nawet kraju. Korespondowałem wówczas z bardzo życzliwym panem, który za każdym razem pozostawał do mojej dyspozycji. Nie zdarzyło mi się w Anglii, żebym nie dostał odpowiedzi na e-mail. W USA nie zawsze odpowiedzi przychodziły. Ten właśnie życzliwy przedstawiciel firmy rozdającej pieniądze, przedstawił mi warunki otrzymania kwoty. Należało poprawnie wypełnić formularz, który zawierał trzydzieści stron. Do wypełnienia formularza przygotowano poradnik składający się z około osiemdziesięciu stron, jak poprawnie wypełnić ów formularz. W dalszym działaniu potrzebowałem referencji, oraz fragmentu tekstu w języku angielskim niekoniecznie literackim. Okazało się, że o wiele trudniej jest zdobyć referencje w Polsce, niż wydać książkę! Z informacji życzliwego pana z firmy okazało się, że wielu rodowitych anglików źle wypełnia formularz, który jest odrzucany. Ale gdybym miał złożony formularz należało wówczas określić wysokość kwoty, oraz szczegółowo wyjaśnić, na co chcę te pieniądze przeznaczyć, a później przedstawić wszystkie rachunki. Gdy formularz zostaje zaakceptowany wówczas firma wysyła zapytanie na mój temat do policji, oraz kilku instytucji.

Zatem mam mur, który właśnie przebijam, ale może jest ktoś, kto dzięki powyższej informacji zrealizuje swój cel. Natomiast ukrywanie podobnych działań uważam za bezcelowe, bowiem, ktoś kto się nie dzieli, nie dostaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz