niedziela, 13 listopada 2011

Czego to ludzie nie wymyślą?!

To niewiarygodne, co można zrobić z jednej, małej zapałki


Ten artysta nie potrzebuje dłuta, pędzla, drewna, płótna czy nawet kartki papieru. Jedna zapałka, sprawne palce, paznokcie i zęby - to w zupełności wystarcza! Niewiarygodne?! A jednak!

Anatol Karoń - jak sam o sobie mówi - jest jednym z największych niszczycieli zapałek na świecie. Nie mierzy sztuki na metry. Materiałem, który jest mu potrzebny do wykonania dzieła, jest jedna, mała zapałka. 

Kiedy zaczynał - wszyscy pukali się w głowę - dlatego stwierdził, że to dobry pomysł. I miał rację - tworzy nieustannie od kilkudziesięciu lat i może pozostawać w gronie tych artystów, którzy nigdy nie będą musieli sprzedać swoich prac. Bo Pan Anatol swoich misternych rzeźb nie sprzedaje. Nie musi - na pudełko zapałek będzie stać go zawsze. 
Skąd wziął się tak szalony pomysł? 

Trwał stan wojenny, niczego nie można było dostać. Półki sklepowe świeciły pustką. Brakowało podstawowych produktów żywnościowych, a co dopiero płótna, farby czy pastele - o tym można było tylko pomarzyć.
Jak w takim razie było tworzyć i realizować potencjał twórczy, który tkwił gdzieś tam głęboko i musiał się uzewnętrznić? Pan Anatol długo się nie zastanawiał.

Zawsze był trochę nerwowy i bawił się zapałkami. Pewnego dnia zobaczył, że powstała z tej dłubaniny jakaś niezwykła forma. I tak ta pierwsza przypadkowa rzeźba z zapałki przyczyniła się do powstania kolejnych. 
W jego rzeźbach zawarta jest mała prowokacja. Rozdłubane zapałki, śmieci wyrzucane przez innych do kosza - nazwał dziełami sztuki. Obalił pewien stereotyp, wg którego prawdziwa rzeźba powinna posiadać odpowiednią wielkość, trwałość czy materiał. 
Środowisko artystyczne od początku chwaliło jego pomysłowość, ale oburzało się, gdy używał słowa "rzeźby". Mówili: "To nie to, nie ten materiał i nie ta wielkość". Ale czy sztukę można zmierzyć na metry? Można ustalić ile zużytego materiału stanowi o jej istnieniu? Zapałka przynajmniej daje małą możliwość przegadania. 
Swoje rzeźby Anatol Karoń określił mianem"MIMOCHÓDART" - bo powstały mimochodem, "z przykrego natręctwa rozdłubywania tego i owego".
Anatol Karoń mówi przekornie: "Ja jestem za podpalaniem ludzi, ale w inny sposób". Doskonale zna materiał, na którym pracuje. Najlepsze zapałki, to ponoć te wilgotne, prosto z fabryki, wystarczająco miękkie i giętkie, z których da się "wykrzesać" niejedną barokową formę. 
Zachwyca nie tylko misterność wykonania tych prac, ale i pomysłowość w wymyślaniu ich tytułów. Każda posiada bowiem swój oryginalny, niepowtarzalny i zaskakujący tytuł. 

"Heidegger dźwigający pustkę", "Krzysztof Materna wywijający hołubca i Wojciech Mann przywołujący go do porządku", "W Polskę idziemy", "Zakochaniec", "Kochanie, będziemy mieli dziecko" czy "Beztroska" - symbolicznie, pomysłowo i zawsze adekwatnie. 
Jak dotąd, najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem Anatola Karonia był Projekt Panteon. W 1998 roku, wykorzystując 25 tysięcy pudełek do zapałek, w sali Galerii Pałacyk zbudował 4-metrową rotundę wzorowaną na rzymskim panteonie. Wewnątrz, pośrodku, stała 2,5-metrowa wieża zbudowana w całości z zapałek, a na ścianach wisiały gabloty z 192 rzeźbami. Ekspozycję artysta zatytułował wymownie:"Mimochód - art".
Anatol Karoń maluje i rysuje od dziecka, ale właściwą działalność artystyczną prowadzi od 1978 roku. Zajmuje go rysunek, malarstwo, rzeźba, instalacja czy happening.

Jako malarz zadebiutował w 1985 roku na wystawie zbiorowej "Witkacy 5", a pierwszą indywidualną wystawą było w tym samym roku -"Ucho Mozarta"
W 1988 roku artysta został nauczycielem plastyki w Szkolnym Ośrodku Socjoterapii na warszawskiej Pradze i pracował tam do 1994 r. Zrezygnował, bo jak sam mówi, kiedy przestał nauczać w szkole i poszedł na bezrobocie, dostał podwyżkę. 
W 1985 roku powstała pierwsza rzeźba z zapałki zatytułowana: "Poszczególne fazy ruchu baletnicy tańczącej Jezioro Łabędzie". Był to początek wielkiego projektu, który jest kontynuowany do dziś. 
Anatol Karoń miał łącznie 17 wystaw indywidualnych i 13 zbiorowych, w kraju i za granicą. Jego "zapałkowe rzeźby" przejechały kawał Europy, wszędzie wzbudzając takie samo zdumienie i niedowierzanie. I to jeszcze nie koniec, bo artyście nie brak wyobraźni a inspiracji dostarcza samo życie. Tym sposobem, codziennie powstaje nowy pomysł czy projekt. 

Kto wie, może już niedługo doczekamy się "muzeum zapałek". A tymczasem - podziwiajmy!

Więcej prac artysty można obejrzeć na stronie: 
www.anatolkaron.pl