niedziela, 25 grudnia 2011

13 drużyn w Polsce na Euro 2012! Zobacz, gdzie zamieszkają

Podczas Euro 2012 aż trzynaście piłkarskich reprezentacji zamieszka w Polsce, podczas gdy na Ukrainie zakwaterowane będą tylko trzy ekipy. Dlaczego większość federacji zdecydowała się na nasz kraj? Jakimi kryteriami przy wyborze hotelu i ośrodka treningowego kierowali się działacze oraz trenerzy? Które ośrodki wzbudziły największe zainteresowanie wśród finalistów ME? Na ten temat rozmawiamy z Tomaszem Szulcem, menadżerem ds. centrów pobytowych spółki Euro 2012 Polska.

Michał Bugno: Według medialnych doniesień podczas Euro 2012 aż trzynaście reprezentacji zamieszka w Polsce, a tylko trzy na Ukrainie. Czy rozpoczynając pracę w roli menadżera ds. centrów pobytowych w spółce Euro 2012 Polska, spodziewał się pan, że tak to się potoczy?

Tomasz Szulc: Po pierwsze - na razie nie mogę oficjalnie potwierdzić, ile drużyn wybrało Polskę, a ile Ukrainę. Musimy jeszcze trochę poczekać, aż wszystkie umowy zostaną podpisane. Po drugie - nie chcemy traktować tego jak wyścigu, ile drużyn zamieszka w Polsce, a ile na Ukrainie. Z perspektywy całego projektu - zależało nam na zapewnianiu jak najlepszych warunków wszystkim drużynom, które przyjadą na turniej - niezależnie od tego, czy są to centra w Polsce, czy na Ukrainie. A wracając do pańskiego pytania, kiedy zaczynaliśmy ten projekt w 2008 roku, pojawiło się ponad 120 propozycji ośrodków. Po pierwszej selekcji zostało ich pięćdziesiąt i z tej pięćdziesiątki wybraliśmy do katalogu 21 propozycji na centra pobytowe. I przyznam się szczerze, że było to wtedy pewnego rodzaju ryzyko, bo nie wiedzieliśmy, czy okażą się one atrakcyjne czy też nie. Decyzje należały do federacji i trenerów.

Klikając w nazwę lub flagę wybranego kraju (spośród tych, które zakwaterowane będą w Polsce) obejrzeć można zdjęcia hotelu i ośrodka treningowego, w jakim dana reprezentacja przebywać będzie podczas Euro 2012.   




Podkreśla pan, że kwestii centrów pobytowych nie traktujecie w kategoriach rywalizacji z Ukrainą, ale nie da się ukryć, że polska oferta okazała się bardziej atrakcyjna. Czy otrzymywał pan z Ukrainy sygnały świadczące o rozczarowaniu, że oprócz ich drużyny narodowej, tylko ekipy Francji i Szwecji zdecydowały się tam zamieszkać?

Ponownie muszę tu zaznaczyć, że wciąż nie są to oficjalnej informacje. A jeśli chodzi o pana pytanie, to nie, absolutnie nie było takich sygnałów. Kontaktujemy się i traktujemy ten projekt całościowo - jako Polska i Ukraina. Dwa kraje, ale jeden turniej. I tak trzeba to rozpatrywać. Wraz z moim ukraińskim odpowiednikiem na Ukrainie, podchodziliśmy do tego globalnie. Każdej federacji musieliśmy zapewnić najlepsze warunki i oczywiście każdą traktować jednakowo. Zależało nam na tym, żeby wszyscy byli zadowoleni.

Bardzo ciekawie wygląda sytuacja w grupie B, która uznawana jest za grupę śmierci. Choć Holandia, Dania, Niemcy i Portugalia swoje mecze rozgrywać będą na Ukrainie, to wszystkie te drużyny w trakcie turnieju mieszkać będą w Polsce. Jak pan myśli, dlaczego większość z nich woli nasze centra, nawet kosztem dalekich podróży samolotami na Ukrainę?

Uchylę się od odpowiedzi na to konkretne pytanie. Mogę jednak powiedzieć, że dla trenerów najważniejszymi kryteriami były standard hotelu i centrum treningowego oraz bliskość do lotniska. To, że na sam mecz trzeba się przemieszczać, z perspektywy szkoleniowców nie ma znaczenia, jeżeli w centrum pobytowym mają oni zapewnione odpowiednie warunki. W samym centrum spędzą przecież dużo więcej czasu niż w miastach, w których rozgrywane będą mecze.

Dokonywany teraz wybór ośrodka to wybór na cały turniej i w czasie jego trwania, np. po fazie grupowej, nie będzie już możliwości jego zmiany?

Tak, wybór centrów pobytowych jest już na okres całego turnieju. Oczywiście, mogą zdarzyć się jakieś wyjątkowe sytuacje, że po fazie grupowej albo nawet w jej trakcie, jakaś drużyna z jakiegoś powodu postanowi zmienić centrum pobytowe, ale może to raczej wynikać z sytuacji losowych.

Kiedy przedstawiciele piłkarskich federacji zaczęli przyjeżdżać do Polski, żeby oglądać centra pobytowe i dokonywać wstępnych rezerwacji?

Pierwsze wizyty odbyły się już na początku października 2010 roku. W sumie mieliśmy ich około pięćdziesięciu. Najpierw przyjeżdżali menadżerowie drużyn, którzy robili swego rodzaju rekonesanse. Chcę tu zaznaczyć, że tak naprawdę nasz wpływ na te wybory i sam kształt wizyt był niewielki. Federacje otrzymały od nas katalogi z propozycjami centrów pobytowych i na podstawie tych katalogów menadżerowi wybierali ośrodki, które chcieli wizytować. Często bywało też tak, że już w trakcie wizyty dokonywali jakiejś zmiany w programie, rezygnowali z wizytacji niektórych ośrodków, a inne dodawali. Bywało różnie. Ale generalnie to menadżerowie w pierwszej kolejności przygotowywali krótką listę tych centrów, po czym wybierali jeden lub dwa preferowane ośrodki. W dalszej kolejności odbywały się wizyty trenerów i przeważnie to oni dokonywali ostatecznego wyboru.

W kwietniowej rozmowie z Wirtualną Polską powiedział pan, że niektóre ośrodki były oglądane częściej, a inne rzadziej. Czy dziś, kiedy drużyny dokonały już wyboru centrów pobytowych, może pan zdradzić, które ośrodki wzbudziły największe zainteresowanie wśród finalistów?

Nie chciałbym wyróżniać kogokolwiek in plus bądź in minus. Wszystkie centra pobytowe traktowaliśmy jednakowo. Większą popularnością cieszyły się te ośrodki, które składały się ze świetnego hotelu oraz świetnej bazy treningowej, a zarazem zlokalizowane były blisko lotnisk. Na pewno były one wizytowane i oglądane częściej. Składano też na nie więcej rezerwacji. Nie chciałbym jednak zdradzać, kto liderował, a także, jakie ośrodki były lepsze, a jakie gorsze.

Powiedział pan, że na razie nie możecie potwierdzić medialnych informacji o tym, które drużyny wybrały jakie centra pobytowe, bo muszą zostać jeszcze podpisane stosowne umowy. Kiedy można spodziewać się, że wszelkie formalności zostaną załatwione, a lista centrów pobytowych, wybranych przez finalistów Euro 2012, stanie się listą oficjalną?

Zamierzamy taką listę ogłosić na początku lutego. Musimy dopełnić jeszcze wielu formalności - wszystkie umowy, szczególnie hotelowe, muszą być sfinalizowane. W katalogu zaoferowaliśmy drużynom pewien standardowy pakiet, natomiast każda federacja ma dodatkowe życzenia. Dlatego te hotelowe umowy trzeba dostosować do indywidualnych potrzeb. Często bywa tak, że drużyny tych pokoi chcą więcej lub mniej, chcą zmienić piętro, bądź zakontraktować dodatkowe usługi. W związku z tym proces finalizacji centrów pobytowych będzie jeszcze trwał. Proszę uzbroić się w cierpliwość. Myślę, że na początku lutego będziemy gotowi, żeby przedstawić państwu oficjalną listę centrów pobytowych finalistów Euro 2012.

Z tego co pan mówił, są wątpliwości dotyczące reprezentacji Rosji. Z medialnych doniesień wynika, że działacze tej federacji jako miejsce pobytu wybrali hotel Bristol w Warszawie, a jeżeli chodzi o miejsce treningów, rozważają możliwość trenowania na stadionie Legii. Jak odniesie się pan do tych informacji?

Nie mogę komentować doniesień prasowych. Natomiast gdyby tak było, to myślę, że byłby to logiczny i trafiony wybór z ich strony, bo reprezentacja Rosji swoje mecze rozgrywa w Warszawie i we Wrocławiu. Ale dopóki nie będziemy mogli tego oficjalnie potwierdzić, absolutnie nie chcę tego komentować.

Jesienią w mediach pojawiały się informacje, że na stadionie Legii nie może trenować reprezentacja Polski, bo jej sponsor Pepsico nie jest oficjalnym partnerem UEFA na Euro 2012. Takim jest z kolei Coca-Cola, największy globalny konkurent producenta Pepsi. W tej chwili pojawiają się wiadomości, że treningi na tym stadionie rozważa Rosja. Dlaczego teraz miałoby to być możliwe, skoro jeszcze niedawno nie było?

Każde centrum treningowe czyli każdy stadion, który znajdował się w katalogu centrów pobytowych jako ośrodek rekomendowany przez UEFA, był przez nas wcześniej zakontraktowany. Dotyczy to tych 21 centrów treningowych, wśród których jest m.in. stadion Polonii. Oznacza to, że są już gotowe umowy, które czekają tylko na potwierdzenie danej federacji piłkarskiej. W takiej umowie najmu gwarantujemy, że dane centrum treningowe będzie spełniało wszystkie kryteria i warunki, dotyczące również spraw marketingowych. Każdy taki ośrodek musi być wolny od wszelkich reklam, które nie są związane z Euro 2012. Natomiast wszystkie drużyny i federacje mogą dokonać wyboru centrum pobytowego spoza katalogu. Tyle, że w takim przypadku dana federacja musi samodzielnie, na własną odpowiedzialność zakontraktować dane centrum treningowe. I oczywiście UEFA nakłada na nią obowiązek, żeby było ono wolne od wszelkiego rodzaju reklam, niezwiązanych z Euro 2012.

Rozumiem, że stadion Legii mógłby stać się ośrodkiem treningowym na Euro 2012, pod warunkiem, że zostałyby z niego usunięte logotypy Pepsi. Tyle, że samo obiekt nazywa się Pepsi Arena… To też może stanowić problem.

W tej chwili mogę tylko powtórzyć to, co powiedziałem - jeżeli dany ośrodek nie jest w katalogu centrów pobytowych, to federacje muszą kontraktować go na własną odpowiedzialność w taki sposób, żeby spełniał on warunki centrum treningowego na Euro 2012. Na pewno musi to być obiekt wolny od reklam. Trudno mi wchodzić w szczegóły, bo ciągle mówimy o spekulacjach prasowych, według których federacja Rosji rozmawia z Legią. Na dzień dzisiejszy nie mamy potwierdzenia, że rzeczywiście stadion Legii będzie w czasie Euro 2012 pełnił rolę ośrodka treningowego. Jeżeli Rosjanie się na to zdecydują, będziemy musieli przyjrzeć się temu bliżej.

Euro 2012? Najpierw wielki bal!


(fot. AKPA)











Fragmenty oper, etiud baletowych, występy solistów - m.in. tenora Josepha Calleja i sopranistki Diany Damrau - zaplanowano podczas Balu w Operze w Teatrze Wielkim w Warszawie. Bal odbędzie się 6 czerwca - na dwa dni przed meczem inaugurującym Euro 2012 .

Organizowany w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej bal ma nawiązywać do tradycji balów i maskarad organizowanych regularnie w Teatrze Wielkim w XIX i na początku XX wieku.

"Chcemy nawiązać do tej tradycji" - wyjaśnił dyrektor naczelny Teatru Wielkiego-Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski na czwartkowej konferencji prasowej. Jego zdaniem początek mistrzostw Europy w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie jest świetnym momentem, aby takie wydarzenie zorganizować.

"Będziemy starać się pokazać szerokiej publiczności sportowej piękno gatunku sztuki operowej.

Jednocześnie jest to okazja, aby skoncentrować uwagę mediów europejskich, światowych na Warszawie i miastach, w których będzie się odbywało Euro" - ocenił Dąbrowski.

Przypomniał, że o XIX-wiecznych balach donoszą historyczne kroniki. "Zabawy maskaradowe (...) rozgrywają się co roku w nocy z niedzieli na poniedziałek, tłum bawi się w Salach Redutowych i we foyer Teatru Wielkiego, na widowni Teatru Wielkiego (po usunięciu krzeseł) i na specjalnie udekorowanej scenie wielkiej; maskarady urozmaicane są o północy krótkimi przedstawieniami komedii lub baletu" - napisano w kronice z 1837 roku.

W organizację balu w Warszawie zaangażował się twórca i dyrektor artystyczny drezdeńskiej imprezy Semper Opera Ball, prof. Hans-Joachim Frey. "Polska to kraj mazurka i poloneza, można powiedzieć: wzór dla Niemców, jeśli chodzi o dobre maniery w tańcu" - mówił w czwartek Frey. Przyznał, że organizując warszawski bal, będzie się trochę wzorować na imprezie drezdeńskiej.

"Zamierzamy jednak w Warszawie stworzyć całkiem nową jakość tego typu imprezy. Dwa dni przed rozpoczęciem turnieju piłkarskiego pragniemy zorganizować wydarzenie niezwykłe, w stylu klasycznej szlachetnej rozrywki. W operze pojawi się ponad 2 tys. gości, m.in. znane osobistości, występować będą wyjątkowi artyści - chórzyści, instrumentaliści, soliści. Zaprosimy też międzynarodowe gwiazdy sceny operowej" - zapowiedział Frey. Jak ujawnił, zaproszona zostanie prawdopodobnie polska sopranistka Aleksandra Kurzak.

Program - jak zastrzegł Frey - jest dopiero opracowywany. Organizatorzy chcieliby, aby bal był transmitowany w całej Europie. W trakcie wieczoru osoby o wybitnych zasługach dla polskiej kultury zostaną, po raz pierwszy, nagrodzone statuetkami Władysława IV Wazy - Vasa Award of the Warsaw Opera Ball. Nagrody mają trafić do "wyjątkowych osobowości" z dziedziny sportu i kultury.
Bal - który ma trwać od godz. 19.00 do 4.00 rano - rozpocznie gala operowo-baletowa, potem nastąpi wręczenie statuetek. Następnie parkiet zostanie otwarty dla gości.

Dawniej w Wigilii ważniejszy był opłatek i Pasterka


(fot. AKPA)















Dawniej obchody świąt związane były z większymi przygotowaniami duchowymi - uważa Klara Sielicka-Baryłka z Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Według niej obecnie często głównym punktem Wigilii jest obfita kolacja. 

Jak podkreśliła ekspertka dawniej w Adwencie obowiązywał post i starano się wtedy zachowywać wstrzemięźliwość, natomiast w czasie świąt wyciszenie zastępowały zwyczaje zabawowe, z których z czasem wyrósł karnawał.

Wieczór wigilijny był w tradycji zarówno czasem oczekiwania na dzień świąteczny, jak i momentem przejścia, niepewności, bo - jak mówiła rozmówczyni PAP - Bóg jeszcze nie zdążył się narodzić, złe siły czyhały na człowieka i różnymi zabiegami należało się przed nimi ochronić.

"Większe znaczenie wówczas miały posiłki dopiero w pierwszy i drugi dzień świąt" - powiedziała etnograf i przypominała, że dopiero wtedy można było jeść mięso, które rzadko gościło na stołach.

Esencją wieczoru wigilijnego miało być dawanie, skoro w czasie świąt Bóg daje ludziom swojego syna, a królowie składają Jezusowi dary, to i ludzie powinni wtedy nawzajem coś sobie dawać - powiedziała Klara Sielicka-Baryłka. Stąd, jej zdaniem, w polskiej tradycji wziął się na stole wigilijnym opłatek, którym goście dzielą się składając sobie nawzajem życzenia.

Ekspertka przypomniała, że według tradycji, opłatkiem częstuje się również zwierzęta. Znaczenie miał dawniej kolor takich opłatków - czerwone opłatki dostawały konie, żeby nie dosięgło ich złe oko czy zły duch. Krowom podawano opłatek z dodatkiem ruty, żeby czarownice nie psuły ich mleka, a psom - opłatek z rozgniecionym ziarnkiem pieprzu, żeby były groźne i skuteczniej odstraszały złodziei. Dzieci też niekiedy częstowano kolorowymi opłatkami lub smarowano im opłatki miodem, dorośli natomiast dzielili się tylko białymi opłatkami.

W czasie wigilijnej wieczerzy powinna zasiąść przy stole parzysta liczba osób, a na stole powinna się pojawić nieparzysta liczba dań. Nie bez znaczenia dawniej były też składniki, z których przygotowano wigilijne potrawy. Symboliczne znaczenie miał np. mak jako składnik jakiejś potrawy. "Zawsze sądzono, że mak dawał możliwość łączenia się z zaświatami" - powiedziała Sielicka-Baryłka i wyjaśniła, że może to mieć związek z jego właściwościami usypiającymi. Również potrawy z grzybami znalazły się na stole wigilijnym nieprzypadkowo. "Grzyby są z lasu, który jest tajemniczą, magiczną przestrzenią, o której człowiek wszystkiego nie wie" - wyjaśniła etnograf. Buraki, z których robiono w niektórych regionach barszcz, też miały symboliczne znaczenie - jako że rosną pod ziemią, podziemne siły nie były im straszne. Z kolei orzechy i pszenica miały zapewnić intelekt i dobrobyt.

Rozmówczyni PAP przypomniała, że data świąt Bożego Narodzenia zbiegała się z datą dawnego święta ku czci Słońca. Dlatego, jak zaznaczyła, w obchodach świąt Bożego Narodzenia tradycje religijne łączą się z wróżbami i działaniami, by przebłagać siły przyrody.

W Wigilię np. wróżono sobie, co zdarzy się w przyszłym roku. Kierunek, z którego słychać było szczekanie psa albo z którego wracało echo dla dziewcząt oznaczał stronę, z której nadejdzie ich przyszły mąż. Z kolei w drugi dzień świąt obowiązywał zwyczaj obsypywania domu ziarnem, obwiązywania drzew warkoczami ze słomy czy nawet straszenia drzew, żeby rodziły owoce. Te zabiegi miały zapewnić w nowym roku urodzaj. Przed złymi duchami miały ochronić gałązki drzewek iglastych wieszane pod sufitem, a dla duchów przodków stawiano w czasie wieczerzy wigilijnej pusty talerz.

Warto pamiętać o tych tradycjach teraz, kiedy ważniejsze staje się to, aby w czasie świąt najeść się, napić i dostać górę prezentów - powiedziała Klara Sielicka-Baryłka.

Renifery ze świątecznych kreskówek - bożonarodzeniowym mitem


(fot. AFP)















Gdyby wierzyć świątecznym kreskówkom dla dzieci, sanie świętego Mikołaja musiałyby ciągnąć nie silne i wytrzymałe renifery, ale ich połowice, i to najczęściej ciężarne. Tylko one bowiem zachowują na zimę znane ze świątecznych pocztówek poroże.

We współczesnej kulturze masowej obdarzone obfitym porożem renifery - głównie dzięki kreskówkom i reklamom - stały się jedną ze świątecznych ikon. Biolodzy zwracają jednak uwagę, że w przyrodzie obraz renifera z bujnym porożem, ciągnącego sanie, jest o tej porze roku niespotykany.

"Zimą o tej porze żaden renifer-mężczyzna nie ma rogów. Każdy gram na ciele to dodatkowy wydatek energii, a zimą energię trzeba zachować przede wszystkim na ogrzanie ciała w zimnym klimacie. Dlatego samce reniferów jesienią, zaraz po godach, zrzucają rogi, które nie są im już potrzebne" - tłumaczy biolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dr hab. Mirosław Nakonieczny. Rogi zachowują natomiast na zimę samice renifera - najczęściej te, które są w ciąży. Dzięki temu zabezpieczają sobie świetne źródło wapnia, potrzebnego do rozwoju płodu. W tej sytuacji w bajce sanie ciągną raczej panie-renifery - dodał naukowiec.

Poroża nie zachowują na zimę niektóre inne samice - młode, które jeszcze nie weszły w wiek reprodukcyjny, albo te w złej kondycji, u których prokreacja okazała się nieskuteczna. Niektóre świąteczne filmy czy pocztówki przekonują także, że renifery potrafią latać. Ta cenna umiejętność przydaje się przede wszystkim wtedy, gdy szybko trzeba dostarczyć dzieciom prezenty. Naukowcy wskazują jednak, że i bez tej umiejętności renifery potrafią dobrze poruszać się po śniegu.

"Renifery nie zapadają się w śniegu; na dalekiej północy śnieg tworzy skorupę, która potrafi utrzymać ciężar tego zwierzęcia. Stopy renifera są szeroko rozstawione, a na zimę dodatkowo pojawia się owłosienie między racicami, tworząc coś w rodzaju poduszki. Dlatego śnieg nie załamuje się pod reniferem; pozwala mu to także szybko biegać w trudnych, zimowych warunkach" - wyjaśnił dr Nakonieczny. Naukowcy nie chcą jednak całkowicie obalać mitów o lotniczych możliwościach reniferów. Okazuje się bowiem, że choć faktycznie renifer nie lata, nie ma przeszkód, aby - w pewnych warunkach - latającego renifera "zobaczyć".
"Na północy mamy podobne zjawiska jak na pustyni - jest różnica temperatur, bo powierzchnia śniegu nagrzewa się od słońca, a nagrzane powietrze wznosi się do góry. W sytuacji, gdy granica między śniegiem a horyzontem jest słabo zaznaczona, patrząc z daleka na pędzącego renifera ciągnącego sanie, faktycznie można mieć złudzenie, że unosi się on nad powierzchnią ziemi" - powiedział dr Nakonieczny.