czwartek, 24 listopada 2011

Wywiad z Adamem Wolskim



Autorem artykułu jest Agata Jeruszka


Wywiad jest nieautoryzowany. Został przeprowadzony 08.12.2008 r. na 3 lata przed śmiercią artysty. Rozmawiałam z nim w jego galerii na ul. Sienkiewicza w Kielcach.

Dzięki pana twórczości Dąb Bartek przestał być anonimowym drzewem z podkieleckiej miejscowości, a stał się symbolem. Tak samo jak sam Zagnańsk. Skąd pomysł na rozpowszechnianie Bartka?


Dęba Bartka maluję od zawsze i będę go malował do końca życia. Mimo to wydaje mi się że jego temat w świadomości ludzi jest i tak zaledwie tknięty. Ludzie nie zdają sobie sprawy ile dzieł z motywem Bartka powstało i gdzie one się znajdują. Jednym z takich miejsc są chociażby Sukiennice, gdzie z okazji jubileuszu Muzeum Narodowego w Krakowie, razem z dyrektorem Muzeum Narodowego w Kielcach, wręczyliśmy Bartka jako pamiątkę do zbiorów w Sukiennicach, pani Gołubiew – dyrektorce krakowskiego Muzeum Narodowego. To jest ogromny sukces jeśli chodzi o Polskę. Jestem jedynym artystą, który zrobił to podczas tamtego jubileuszu.


Jeśli chodzi o zagranicę – Dąb Bartek znajduje się w siedzibach wielu ogromnych firm. W latach dziewięćdziesiątych – my, artyści – byliśmy bardzo aktywni za granicą. Zwłaszcza w Niemczech. Właśnie tam Bartek znalazł się w bardzo wielu kolekcjach takich firm jak BMW, czy Mercedes. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że Dąb Bartek był tam bardzo chętnie kupowany. Znalazł się też w Posejdonie – jednym z największych hoteli w paśmie Gdynia – Gdańsk. Jest on w tylu odmianach i formach: w brązie, w drewnie, w stałych ekspozycjach ściennych np. w Kieleckim Centrum Kultury, czy w ogromnej kompozycji, którą akurat przywieźliśmy z Beskid, gdzie udało mi się odkupić swoją pracę z ogromnego projektu, gdzie Dąb Bartek był jako element. Chcę ją teraz przebudować. Najgorsze jest to, że niektórych swoich prac nie mogę już odkupić. Ludzie raz zamontowanego Dęba Bartka nie chcą sprzedawać, a mógłbym go odkupić, bo sprzedany kiedyś za niską cenę, dzisiaj kosztowałby więcej.
Dąb Bartek to jest po prostu drzewo na którym ja gram, jest klasykiem.


Jest pan bardzo konsekwentny w swojej twórczości. Organizuje pan np. Śniadania na trawie, imprezy z cyklu Moda i Sztuka, a inicjatywa takich wydarzeń w niedużym ośrodku kulturowym jakim jest kielecczyzna wymaga determinacji. Skąd pan ją czerpie - z przeszłości i swoich doświadczeń?


Po wielu sukcesach, takich jak chociażby zorganizowanie razem z  Henrykiem Cegłą „Balu Gałganiarzy” w Warszawie, postanowiłem wrócić do Kielc. Wtedy w Warszawie stworzyliśmy artystom ogromne pole do popisu, uczestniczyliśmy w ruchu młodzieżowym, a teraz już wiele z tych ludzi albo nie żyje, albo wyjechało na Zachód. Dzisiaj już nie ma takich idoli, jak wtedy – jak np. Zbyszek Cybulski, czy Fałat. Wtedy cała młoda kadra skupiona była wokół Jonasza Kofty, bożyszczem był też Łazuka. Tych nazwisk byłoby mnóstwo do wymienienia i to wszystko byli ludzie naładowani dynamitem i to w czasach, które obecnie są  kompromitowane, o których nie mówi się dobrze, bo uważa się, że wszystko co było w komunie jest złe. To jest ohyda, bo tak się mówi o mojej młodości, a dzisiaj nie ma już takich bohaterów. Patrząc na młodzież mogę stwierdzić, że nie ma ona swoich idoli ani wartościowych celów.


Wprawdzie my wcale nie byliśmy łagodni. Walczyliśmy z ludźmi, którzy mieli władzę w rękach, bo mieliśmy własne programy. Czasami i tak musieliśmy się godzić z tym wszystkim, ale tylko na tyle, na ile życie nas do tego zmuszało, a mimo wszystko zdobywaliśmy nagrody i odnosiliśmy sukcesy. Dzisiaj nie ma takich możliwości. Ludzie nie jeżdżą na Zachód, bo ich nie stać, a jeśli natomiast ktoś z Zachodu przyjeżdża, wybiera sobie młodych ludzi i ich tylko promuje, a w takie sukcesy nie wierzę.


Uważam, że na to co minęło powinno się nie tylko pluć. Ja chciałem zacząć mówić w końcu o tym co minęło, jako o okresie wspaniałym.


W artykule Pawła Pierścińskiego na temat pana twórczości i działalności, pojawiła się opinia: „Aby kształcić odbiorcę, trzeba robić takie imprezy (chodzi tu Śniadanie na trawie, czy Sztuka i moda). Im ich więcej – tym bardziej świadoma staje się publika”.


Co pan myśli o edukacji artystycznej w Polsce?


Jeśli chodzi o ogólną edukację, to moim zdaniem obecnie jest za dużo uczelni i szkół, ludzie po ich ukończeniu wychodzą niepełnowartościowi. Nie wiem, może dostają ten dyplom, żeby kształcić się dalej. Ostatnio szukając historyka sztuki do mojej galerii, zgłosiliśmy się do biura pracy. Chcieliśmy przeprowadzić rozmowy z kandydatami, żeby dowiedzieć się co oni wiedzą o sztuce i czy mogliby sprzedawać obrazy. Przyszli ludzie nie mający pojęcia o tym, co się w sztuce działo ani jaka jest pierwsza pięćdziesiątka najbardziej wziętych malarzy. Nie mają podstawowej wiedzy, a są po wyższych uczelniach i w tym jest problem, bo ci, którzy uczą na uczelniach nie szkolą nam odbiorcy. Odbiorcę kształcą natomiast tacy ludzie jak ja – marszandzi, ale to udaje się jedynie w bardzo elitarnych grupach i te właśnie grupy kupują obrazy.


Ci ludzie nie wiedzą o tym, że w latach 80. zrobiliśmy pewien bunt, przeciwstawiliśmy się stanowi wojennemu w sposób bardzo czynny. Robiliśmy wtedy wiele imprez i władza nam na to pozwalała, bo już nie mieli sił nad wszystkim zapanować. Wtedy właśnie, o dziwo, kultura zaczęła się rozwijać, choćby Galeria Sztuki Zachęta, która powstała dzięki inicjatywie byłego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego. Może nie było wtedy imprez plenerowych, ale wszystko odbywało się w muzeach. W dawnych czasach muzeum to była świątynia dla artystów, największym zaszczytem było znaleźć się w zbiorach muzealnych i nam się to udawało. Natomiast nie mieliśmy takich możliwości jak teraz, że np. możemy coś zorganizować wspólnie z Kieleckim Muzeum Narodowym. Teraz jest to możliwe z racji tego, że muzeum dostosowuje się do marszanda.


Zbliża się koniec 2008 roku. Jak podsumowałby pan ten rok pod względem artystycznym i jakie ma pan plany na rok 2009?


Od zawsze byłem ściennikiem.Wwykazałem się wieloma realizacjami, zrealizowałem około 800 prac ściennych, które w większości, ale nie wszystkie, przetrwały. Ten rok zaowocował właśnie szeregiem propozycji prac na ścianach. Natomiast w przyszłym roku chcemy wybudować centrum plenerowe w Zagnańsku, bo okazuje się, że ludzie – artyści, bardzo dobrze tam się czują. Zagnańsk to azyl i artyści będą tam przyjeżdżać. Myślę że chcą i będą to robić. Taki azyl jest artyście potrzebny jak tlen i to właśnie w Zagnańsku jest.

---
   

Agata Jeruszka



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz