Aktorka? Tylko naga
Gdybym mogła wystosować skuteczną prośbę do polskiego teatru, życzyłabym sobie jednego: by przestał wreszcie bronić "sprawy kobiecej". Nie ma bowiem bardziej ohydnych i brutalnych spektakli niż te robione w trosce o cześć niewieścią. Próby pokazania bohaterek jako ofiar kończą się z reguły utrwaleniem obrazu kobiety zeszmaconej. Powtórzeniem poniżenia, a nie jego krytyką. Sceny gwałtów, które jeszcze kilka lat temu szokowały i przynosiły otrzeźwienie, powszednieją i zmieniają się w estetyczny dodatek.
Przy okazji często na linii twórca - aktorki dochodzi do takich napięć, które jednoznacznie pokazują hipokryzję artystów feministów przejętych krzywdą doznawaną przez koleżanki z teatru ze strony patriarchalizmu, maczyzmu, katolicyzmu, sarmatyzmu, islamu, rocka, Facebooka, aptekarzy czy Trybunału w Strasburgu.
Kobieta, która chce być zbrukana
Ostatnie wydarzenia na warszawskich scenach potwierdzają to w sposób dobitny. Castingi do projektu "Idiota" Grzegorza Brala w Teatrze Studio trwały długo. Reżyser miesiącami pracował potem z młodymi artystami, stosując eksperymentalne metody laboratoryjne (jak wyjaśniał w opisach: "zstępowanie w otchłań psychologicznych, filozoficznych i religijnych znaczeń", "podporządkowane niejako rygorowi formy, partyturze działań fizycznych, dźwięków, rytmów"). Adaptację powieści zbudował wokół ciała zamordowanej Nastazji Filipownej (Olga Paszkowska). Odsłania stopniowo, co doprowadziło to unicestwienia dziewczyny. Zapełnia scenę lunatykami, mistykami, "mężczyznami, którzy nienawidzą kobiet". Aktorkom powierza role świętych dziwek lub panien uroczo krzywdzonych. Zespół wykonuje sztuczki ogniowe, kroczy boso po wodzie. Powstałe widowisko jest jednak przede wszystkim wodewilem, w którym główną atrakcją są sceny histerii i upodlenia bohaterek. Usmarowana czerwoną farbą Agłaja (Marta Dobecka) miota się nago po zalanej wodą podłodze. Nastazja kusi, narzuca się, wiesza na mężczyznach, żąda śmierci. Spektakl staje się opowieścią o wmontowanym w kobiecą naturę masochizmie i potrzebie zbrukania. Wszelka przemoc wobec nich zostaje oświetlona i uatrakcyjniona mozaiką archetypicznych motywów. "Sama się prosiła" czy "bo z nimi nie można inaczej" też brzmiałoby w tej konwencji przekonująco i wzniośle.
Kwestia piersi
O ile w przypadku "Idioty" można jeszcze dyskutować o "szlachetnych intencjach", o tyle sprawa "Bohaterek" w Teatrze na Woli budzi już mniej wątpliwości. Reżyserowany przez Ewelinę Marciniak spektakl według tekstu Michała Buszewicza miał opowiadać o trzech ideałach kobiecości (Virginii Woolf, Brigitte Bardot, Molly Bloom) i trzech dziewczynach przygotowujących się do życiowych ról. Premiera została jednak odwołana, zespół opuścił teatr, przeniósł się do prywatnego teatru Imka Tomasza Karolaka. Powód? Teatr, który tak pragnął pochylić się nad losem współczesnych kobiet, nie mógł darować sobie jednego - wykorzystania ich nagości do promocji spektaklu. Natalii Kalicie zaproponowano, by wystąpiła na plakacie nago, zasłaniając piersi bokserskimi rękawicami. Aktorka poprosiła, by przedstawić ją w sposób mniej eksponujący ciało.
Michał Buszewicz wyjaśnia:
"Prośba została zaakceptowana, po czym odbyła się sesja, w efekcie której powstało kilkadziesiąt zdjęć w podkoszulkach. (...) Następnie zdjęcia zostały bez wiedzy aktorki przerobione komputerowo tak, że do twarzy aktorki 'doklejone' zostało czyjeś ciało, w sposób, co do którego aktorka od początku wyrażała swój sprzeciw. Nastąpiła próba szantażu, jakiej dopuścił się teatr, stawiając ultimatum 'albo ten plakat, albo żaden', co wiąże się z wymuszeniem decyzji na aktorce bądź reżyserce spektaklu. Na prośbę o spotkanie negocjacyjne kategorycznie odmówiono. Jedyną odpowiedzią na prośbę o wybranie innej, akceptowalnej wersji plakatu, było przedstawienie aktorce alternatywnej wersji, na której został jedynie zmieniony graficznie jej pępek. Sytuacja stała się dla dyrekcji podstawą do żądania od reżyserki 'usunięcia z zespołu kłopotliwej aktorki'. Zespół teatru zaprosił jego przedstawicieli na pokaz efektów pracy, nie chcąc być ocenianym jedynie na podstawie opinii o niesubordynacji zespołu, bez uzasadnień artystycznych. W odpowiedzi zespół otrzymał nakaz natychmiastowego opuszczenia teatru i zakaz przeprowadzenia przebiegu całości".
Rzecznik Teatru na Woli Szymon Majewski odpowiada: - Nie mamy publicznie nic do powiedzenia w sprawie "Bohaterek".
To, że konflikt o prawo do obrony wizerunku nastąpił przy okazji sztuki... "o prawie do obrony wizerunku", jest symptomatyczne. A ponieważ nic tak nie uruchamia opinii publicznej jak nagość (vide: nagie pośladki Joanny Szczepkowskiej w "Persona. Ciało Simone" Krystiana Lupy) trzeba spodziewać się kolejnej serii dyskusji. Może także o sprawach mniej sensacyjnych, a bardziej przyziemnych, jak warunki pracy aktorów, struktura zatrudnienia, brak ubezpieczeń, etatów? Debaty o urażonej czci aktorki nie wiele dadzą. Zmiany prawne i strukturalne w teatrach - mogą faktycznie pomóc.
Kobieta, która chce być zbrukana
Ostatnie wydarzenia na warszawskich scenach potwierdzają to w sposób dobitny. Castingi do projektu "Idiota" Grzegorza Brala w Teatrze Studio trwały długo. Reżyser miesiącami pracował potem z młodymi artystami, stosując eksperymentalne metody laboratoryjne (jak wyjaśniał w opisach: "zstępowanie w otchłań psychologicznych, filozoficznych i religijnych znaczeń", "podporządkowane niejako rygorowi formy, partyturze działań fizycznych, dźwięków, rytmów"). Adaptację powieści zbudował wokół ciała zamordowanej Nastazji Filipownej (Olga Paszkowska). Odsłania stopniowo, co doprowadziło to unicestwienia dziewczyny. Zapełnia scenę lunatykami, mistykami, "mężczyznami, którzy nienawidzą kobiet". Aktorkom powierza role świętych dziwek lub panien uroczo krzywdzonych. Zespół wykonuje sztuczki ogniowe, kroczy boso po wodzie. Powstałe widowisko jest jednak przede wszystkim wodewilem, w którym główną atrakcją są sceny histerii i upodlenia bohaterek. Usmarowana czerwoną farbą Agłaja (Marta Dobecka) miota się nago po zalanej wodą podłodze. Nastazja kusi, narzuca się, wiesza na mężczyznach, żąda śmierci. Spektakl staje się opowieścią o wmontowanym w kobiecą naturę masochizmie i potrzebie zbrukania. Wszelka przemoc wobec nich zostaje oświetlona i uatrakcyjniona mozaiką archetypicznych motywów. "Sama się prosiła" czy "bo z nimi nie można inaczej" też brzmiałoby w tej konwencji przekonująco i wzniośle.
O ile w przypadku "Idioty" można jeszcze dyskutować o "szlachetnych intencjach", o tyle sprawa "Bohaterek" w Teatrze na Woli budzi już mniej wątpliwości. Reżyserowany przez Ewelinę Marciniak spektakl według tekstu Michała Buszewicza miał opowiadać o trzech ideałach kobiecości (Virginii Woolf, Brigitte Bardot, Molly Bloom) i trzech dziewczynach przygotowujących się do życiowych ról. Premiera została jednak odwołana, zespół opuścił teatr, przeniósł się do prywatnego teatru Imka Tomasza Karolaka. Powód? Teatr, który tak pragnął pochylić się nad losem współczesnych kobiet, nie mógł darować sobie jednego - wykorzystania ich nagości do promocji spektaklu. Natalii Kalicie zaproponowano, by wystąpiła na plakacie nago, zasłaniając piersi bokserskimi rękawicami. Aktorka poprosiła, by przedstawić ją w sposób mniej eksponujący ciało.
Michał Buszewicz wyjaśnia:
"Prośba została zaakceptowana, po czym odbyła się sesja, w efekcie której powstało kilkadziesiąt zdjęć w podkoszulkach. (...) Następnie zdjęcia zostały bez wiedzy aktorki przerobione komputerowo tak, że do twarzy aktorki 'doklejone' zostało czyjeś ciało, w sposób, co do którego aktorka od początku wyrażała swój sprzeciw. Nastąpiła próba szantażu, jakiej dopuścił się teatr, stawiając ultimatum 'albo ten plakat, albo żaden', co wiąże się z wymuszeniem decyzji na aktorce bądź reżyserce spektaklu. Na prośbę o spotkanie negocjacyjne kategorycznie odmówiono. Jedyną odpowiedzią na prośbę o wybranie innej, akceptowalnej wersji plakatu, było przedstawienie aktorce alternatywnej wersji, na której został jedynie zmieniony graficznie jej pępek. Sytuacja stała się dla dyrekcji podstawą do żądania od reżyserki 'usunięcia z zespołu kłopotliwej aktorki'. Zespół teatru zaprosił jego przedstawicieli na pokaz efektów pracy, nie chcąc być ocenianym jedynie na podstawie opinii o niesubordynacji zespołu, bez uzasadnień artystycznych. W odpowiedzi zespół otrzymał nakaz natychmiastowego opuszczenia teatru i zakaz przeprowadzenia przebiegu całości".
Rzecznik Teatru na Woli Szymon Majewski odpowiada: - Nie mamy publicznie nic do powiedzenia w sprawie "Bohaterek".
To, że konflikt o prawo do obrony wizerunku nastąpił przy okazji sztuki... "o prawie do obrony wizerunku", jest symptomatyczne. A ponieważ nic tak nie uruchamia opinii publicznej jak nagość (vide: nagie pośladki Joanny Szczepkowskiej w "Persona. Ciało Simone" Krystiana Lupy) trzeba spodziewać się kolejnej serii dyskusji. Może także o sprawach mniej sensacyjnych, a bardziej przyziemnych, jak warunki pracy aktorów, struktura zatrudnienia, brak ubezpieczeń, etatów? Debaty o urażonej czci aktorki nie wiele dadzą. Zmiany prawne i strukturalne w teatrach - mogą faktycznie pomóc.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz