W książce Marcina Wichy są dwa główne miejsca akcji – dom i szkoła – przestrzenie szczelnie wypełniające całkiem długi etap życia dzieci i ich rodziców. W pierwszym panuje duch liberalny, mama jest mądra i troskliwa, tata to inteligentny cynik. Jest jeszcze brat żyjący w cieniu starszej siostry, wyposażony w niewyczerpane zasoby sił witalnych. W tle pojawiają się postępowi dziadkowie, za którymi z trudem nadążają generacje młodsze. W zestawieniu te trzy pokolenia pokazują jak style życia, obyczaje, prawa i obowiązki zmieniają się (zawsze na gorsze) z dekady na dekadę. Np. oceny opisowe zastępujące skalę od 1 do 6 – pomysł wprowadzony w klasach nauczania początkowego. Kto raz miał w ręku cenzurkę wypełnioną z góry do dołu wężykami zdań wielokrotnie złożonych, ten wie, że jest to kolejny urzędniczy bełkot, wpędzający w poczucie wstydu z powodu niezrozumienia treści.
Bo szkoła – to drugie miejsce akcji w „Klarze” – stawia wysokie wymagania przede wszystkim opiekunom uczniów. Ambitnym matkom i ojcom, trzęsącym się nad edukacją swoich pociech. Po pracy zawodowej wzywanych do obowiązków na kolejnym etacie – odrabiania zdań i przygotowania do okolicznościowych przedstawień etc. Słychać tu ironiczny chichot Marcina Wichy, dla którego, czuję końcem nosa, tata książkowy stanowi alter ego. W dzieciństwie prymus, dziś anarchista zachowawczy, bo udomowiony, w „Klarze” z lekkim politowaniem przyglądający się instytucjom społecznym, przed którymi nie ma ucieczki. Zatruwają życie zakładnikom, czyli nam, ludziom w różnym wieku, i jednocześnie skutecznie je organizują oraz ułatwiają.
„Klara” to portret rodziny polskiej. Tej jakościowo dobrej. W każdym razie rodzice się dogadują i mają na uwadze dzieci. Poszanowanie, dialog oraz dobre emocje są tu na porządku dziennym. Mama trochę panikuje, tata od paru obowiązków usiłuje się wymigać, córka i syneczek dają standardowo w kość, słowem – norma. Ale najistotniejsze jest to, że działa wspólnota ludzi bliskich – w dobie dzisiejszej trzeba przypominać, że coś takiego w ogóle ma rację bytu. Że ludzie razem mogą wypoczywać i zwyczajnie są sobą zainteresowani. „Klarę” przenika myśl emancypacyjna, mimochodem wpleciona w narrację. Rozsądni rodzice nie chcą, aby Klara była grzeczna, bo grzeczność skutecznie upupia, skazuje na margines niezauważalności, a w życiu dorosłym stłumioną kobietę prowadzi do frustracji. Tymczasem być niegrzeczną Klara nie potrafi, bo (podświadomie) wyczuwa presję ogółu społecznego, akceptującego wyłącznie dziewczęcą zgodę na porządek rzeczy, tych nawet najbardziej dokuczliwych.
Autentycznie śmieszna książka. A ta jej „śmieszność” nie ma nic wspólnego z wesołkowatością, która ćwiczy przeponę i wprawia w dobry nastrój na kilka ulotnych minut. Dla autora „Klary” sztuka opowiadania polega na tym, że jest wiarygodnie, inteligentnie, dowcipnie oraz że pojawiają się głębsze sensy. Wicha stąpa po cieniutkim lodzie materii pisarskiej – w obyczajowe scenki wplata coś, co wykracza poza konkret i ociera się o uniwersalia. Pod pewnym względem nic się od wieków nie zmienia: rzeczywistość dorosłych obserwowana oczami kilkulatka zawsze będzie jawić się jako karykaturalna i pełna absurdów niepojętych nawet przez ludzi z dowodem osobistym w kieszeni. Chwała Bogu, że dorośli nie wychodzą tu na skończonych durniów, tylko na osobników nieco skołowanych inwazyjnym światem. Klarze osobowościowo najbliżej jest więc do jej starszego kuzyna literackiego – Mikołajka, rodowitego Francuzika, słodkiego niewiniątka rozmaitymi zbiegami okoliczności wplątanego w zdarzenia odsłaniające mechanizmy rządzące grupami ludzkimi, z całym bukietem ich zachowań i galerią twarzy.
Na deser o ilustracjach. Autor „Klary” jest też rysownikiem, to właśnie jego dowcipne komentarze do zdarzeń bieżących można oglądać na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Styl Wichy ma rozpoznawalną kreskę: artysta prowadzi ją od niechcenia, szybkim ruchem ręki. To jednak złudzenie, gdyż synteza i prostota wymagają trafionego pomysłu oraz precyzji warsztatowej.
W książkach dla dzieci największym grzechem jest dopowiedzenie, sygnał, że autor nie wierzy w potencjał odbiorcy. Marcin Wicha wierzy – dlatego w opowieści i obrazach zostawia wolną przestrzeń, którą można zagospodarować własną wyobraźnią. Książka przynosząca satysfakcję starszym i młodszym – a to naprawdę rzadkość w tego typu literaturze.
MARCIN WICHA „KLARA. PROSZĘ TEGO NIE CZYTAĆ!”, Czarna Owieczka, Warszawa 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz